Chiny - Koniec Ramadanu

Miałem to szczęście przebywać w mieście muzułmańskim w dniu zakończenia Ramadanu

Ponieważ opisałem już trochę jak wygląda Kashgar, wypadałoby wrócić do opisu wyjazdu. Ponieważ przyjechałem do Kashgaru i chciałem zostać tutaj przynajmniej do końca Ramadanu, konieczne było znalezienie jakiegoś noclegu. Oczywiście jak zwykle nie sprawdziłem wcześniej żadnej opcji noclegowej, więc zająłem się szukaniem centrum informacji turystycznej, bo tam zawsze mili ludzie pracują. Tak i tym razem znalazłem takie oto centrum, w którym zostałem poczęstowany herbatą i jakimiś dziwnymi słonymi ciasteczkami. Pani była bardzo miła, chociaż z angielskim u niej słabo, zadzwoniła gdzieś, a następnie zaprowadziła mnie na miejsce. Nie było to daleko i tak trafiłem do najlepszego hostelu dla backpackersów, w jakim w życiu byłem.

image

Po pierwsze Chinka, którą poznałem na miejscu podczas meldowania, znała angielski. Po drugie przez przypadek dostałem pokój, w którym była klima. Po trzecie było tutaj całkiem sporo obcokrajowców, a nawet dwójka polaków. Oczywiście ludzie z całego świata i większość tak jak ja nie była typowymi turystami (bo jaki typowy turysta przyjedzie w takie miejsce, mając do wyboru wylegiwanie się na plaży). Aby zobrazować zróżnicowanie kulturowe, to przy tym stole siedzą osoby z 4 kontynentów i nie ma tam Europy :). Wypadałoby jednak wrócić do dwójki z Polski.

image

Oczywiście jak to na polaków przystało, jako pierwsi przyczepiliśmy się do zimnego piwa. Ewa i Marcin, bo tak się nazywają, są parą i pochodzą z terenów, gdzie wychowywałem się za dzieciaka. Dla zainteresowanych zapraszam na stronę Marcina https://podrozezyeti.wordpress.com/ gdzie można zobaczyć jakie tereny ostatnio przemierzał. Prócz nich na zdjęciu jest para z Singapuru oraz dziewczyna z Izraela. Oprócz tej grupy byli jeszcze goście ze Szwajcarii, którym należą się szczególne podziękowania, bo bez nich pewnie bym tego nie pisał (o tym pewnie będzie w kolejnym wpisie), no i ludzie z Kanady, UK, Japonii oraz pewnie wiele więcej, bo nie zdążyłem porozmawiać ze wszystkimi. Większość to podróżnicy bardzo dużo z nich podróżuje już od jakiegoś czasu. Pierwszego poranka z racji mszy wybraliśmy się pod meczet, zobaczyć jak to wszystko wygląda. Mimo że nasz hostel znajdował się obok meczetu, musieliśmy obejść cały plac na około, ponieważ policja szczelnie go obstawiła. Na szczęście jednak pomysłowość “Yeti’ego” (ksywka Marcina) nie zna granic i udało mu się znaleźć wyjście na dach budynku. Nieszczęśliwie byliśmy tam dokładnie w momencie, gdy wszyscy zaczęli się rozchodzić i to jest najlepsze zdjęcie jakie udało mi się zrobić.

image

Nie wiem, ile dokładnie jest tutaj ludzi, ale w samym meczecie mieście się 20 tysięcy.

Co ludzie robią, jak skończy się Ramadan? A co wy byście zrobili, gdyby ktoś przez miesiąc zakazywał wam jeść od świtu do zachodu słońca? Oczywiście wszyscy poszli się nażreć. I słowo “nażreć” nie zostało tu użyte przez przypadek. Wszelkie stoiska były oblegane, tak jak gdyby dopiero co rzucili towar do sklepu za komuny. Nie liczyliśmy, że uda nam się zjeść śniadanie “na mieście” nie czekając godzinę na porcję. Na szczęście udało nam się zachomikować trochę jedzenia dzień wcześniej, więc nie byliśmy głodni. Gdy tylko tłum zaspokoił pierwszy głód, zrobiło się luźniej.

image

Oczywiście czas poświęcony na zwiedzanie nie jest czasem straconym. No ale skoro już trafiłem do jakiejś cywilizacji, trzeba dać znać ludziom w Polsce, że nadal żyję (ponad 2 tygodnie się nie odzywałem z powodu cenzury internetu tutaj). Chciałem też wysłać kartki i nie było to takie łatwe, bo w chinach sprzedają 20-to paki zamiast pojedynczych pocztówek. Może w jakiś większych bardziej turystycznych miastach można kupić to na sztuki, ale tutaj tylko na poczcie i tylko po 20. No ale wracajmy do zwiedzania, bo jest kilka ciekawych widoków. Pierwszym z nich jest telefon-powerbank.

image

Kolejne ciekawe elementy krajobrazu to ichniejsze riksze

image

image

Najciekawszą porą dnia był oczywiście wieczór i uczta z racji końca Ramadanu

image

To coś, co wygląda jak długi kawał kiełbasy, faktycznie jest zrobione z jakiegoś rodzaju kaszy/ryżu i wcale nie zawiera mięsa.

image

image

image

image

Ręcznie robione lody

image

image

image

Tak samo, jak makaron.

Po napchaniu się jak dzikie świnie (lub inne zwierzęta nieznające umiaru) skierowaliśmy się do miejsca spoczynku. Nie wiedziałem jeszcze, że mój organizm nie przyjmie dobrze tego jedzenia, ale zorientowałem się na następny dzień. Trzeba chyba zaznaczyć, że ciężko jest określić czy ma się gorączkę, gdy temperatura na zewnątrz jest wyższa od temperatury ciała. Tak więc rano jak gdyby nigdy nic razem z Chińczykami wybrałem się na niedzielny targ zwierzęcy. Jest to bardzo znane miejsce w Kashgarze, powiedziałbym nawet sławne. Aby się tam dostać, skorzystaliśmy z busa. Zakładam, że bez moich kompanów nigdy bym tam nie trafił, ponieważ jest to na obrzeżach miasta, a rozkład autobusów języka angielskiego to nie widział nigdy (pytając się o bazar, dostaniesz oczywiście wskazówki na bazar miejski). No ale weszliśmy do busa, kupiliśmy bilety (w przeliczeniu 60gr za szt, ponieważ państwo dopłaca do komunikacji miejskiej). I jadąc sobie rozklekotanym autobusem, dotarliśmy na jakiś tam koniec świata.

image

Teraz nie pozostaje nic, tylko iść razem z tłumem i liczyć, że idą w tym samym kierunku.

image

Po wejściu na targ naszym oczom ukazały się całe stada zwierząt. W sumie prócz trzody było tutaj wszystko. Ciekawą atrakcją były strzyżone owce.

image

image

image

image

Oczywiście prócz zwierząt było można tutaj kupić inne rzeczy w tym jedzenie (nie żeby zwierzęta to nie było jedzenie, ale chodzi mi o jedzenie w bardziej przystępnej postaci). Jak już się przyzwyczaiłem, nie wszystko było w pełni jadalne. Jeden z chińczyków zamówił sobie coś, co nazwałbym chyba zupą.

image

Mam nadzieję, że nikt nie zwymiotuje, ale to było robione z głów baranów… zachęcał mnie do spróbowania, ale zapach i wygląd wygrał i postanowiłem zjeść wypróbowane już pierożki z cielęciną (bardzo dobre pod warunkiem, że nie ma na nich za dużo soli, wtedy trzeba ją zeskrobywać).

image

Spędziliśmy tam cały poranek. Bardziej drastyczne zdjęcia nie będę wrzucał, bo mogą to czytać ludzie jedząc obiad, a szkoda klawiatury.